Lubliniec w drodze do Afganistanu
Polska obecność w Afganistanie będzie systematycznie redukowana. Ale odwrotnie do tej tendencji będziemy wzmacniać komponent sił specjalnych. Połączone dowództwo działań specjalnych ISAF - SOF – doszło do wniosku, że obecność operatorów będzie konieczne dla wzmocnienia potencjału bezpieczeństwa kraju także po roku 2014. Do tego pomysłu przychyla się także opinia wojskowych w NATO. Już teraz poszczególni kontrybutorzy ISAF powiększają własne zespoły sił specjalnych. To samo dotyczy polskiego kontyngentu wojskowego. Wzmacniane są dwa elementy: siły specjalne oraz szkoleniowcy odpowiedzialni za przygotowanie afgańskich policjantów i żołnierzy. Nie jest wykluczone, że także polscy specjalsi pozostaną w Afganistanie po 2014 roku. Trudno to przesądzać, ale taka opcja jest wielce prawdopodobna, jeśli tylko część pozostałych państw NATO, w tym USA, pozostawi w Afganistanie swoich komandosów i dedykowane zaplecze, w tym śmigłowce i lotnictwo wsparcia. Obecnie w Afganistanie mamy dwa zespoły bojowe sił specjalnych, noszące nazwy Task Force 49 oraz Task Force 50, tworzące narodowe zgrupowanie sił specjalnych.
Tygodniowe egzaminy sprawdzające komandosów z Lublińca przed misją w Afganistanie odbyły się na przełomie stycznia i lutego. Certyfikacji podlegali żołnierze, którzy podmienią swoich kolegów w ramach XI zmiany PKW W Afganistanie i będą tworzyć zespół bojowy TF-50. Zaproszenie na certyfikację zespołu bojowego Jednostki Wojskowej Komandosów przyjąłem z wielką satysfakcją. Sporo pracy kosztowało, by się móc w ogóle zbliżyć do operatorów z Lublińca. Ale gdy to już się stało mogłem zobaczyć trudy selekcji, działania w Afganistanie, certyfikację do kolejnej zmiany misyjnej ale także uczestniczyć w święcie jednostki, dniu spadochroniarza, pracach fundacji byłych żołnierzy Szturman i dorocznym balu z okazji rocznicy powstania formacji. Teraz, gdy czytamy ten tekst, nasi bohaterowie mają już zapewne spakowane plecaki a myślami są w drodze do Afganistanu.
Wróćmy jednak do certyfikacji. Proces jest finałem rocznego szkolenia zespołu. Ma w najbardziej prawdopodobny sposób odzwierciedlać rzeczywistą operację bojową. Komandosi mają już bogate doświadczenie w tego typu akcjach stąd uprawdopodobnienie sytuacji jest bardzo wierne. W szkoleniu a następnie certyfikacji biorą udział wszystkie elementy Wojsk Specjalnych, począwszy od dowództwa, a także wsparcie spoza wojsk specjalnych, jak komponenty lotniczy z Sił Powietrznych, elementy lotnicze Wojsk Lądowych, system informatyczny i rozpoznanie wojskowe. Za przygotowanie zadania i podgrywkę oraz proces certyfikacji odpowiadało Dowództwo Wojsk Specjalnych. Najogólniej mówiąc certyfikacja, ostatnia miała kryptonim Skorpion XI, polegała na zbadaniu procesu przyjęcia zadania, zaplanowania operacji przez sztab zespołu bojowego, zamówienia wsparcia, rozpoznania, lotnictwa, postawienie zadań komponentom wsparcia, przeprowadzenie zadania bojowego od momentu wprowadzenia sił, wykonania operacji, wyprowadzenia operatorów z rejonu działań aż po podsumowanie operacji i odtworzenie gotowości bojowej. Ważnym elementem oceny była umiejętna współpraca i wsparcie afgańskich policjantów z pododdziałów specjalnych, którzy na co dzień są szkoleni i współpracują z polskimi komandosami. Podczas certyfikacji talibskich terrorystów oraz policjantów afgańskich podgrywali żołnierze najmłodszej polskiej jednostki specjalnej – JW Agat z Gliwic. W ćwiczeniu brali udział członkowie Zespołu Bojowego Brawo Jednostki Wojskowej Komandosów, zasadniczego elementu XI zmiany TF-50, żołnierze Jednostki Wojskowej Agat, Jednostki Wojskowej Nil, która odpowiadała za wsparcie rozpoznawcze, teleinformatyczne i wywiadowcze, w tym także bezpilotowe. Zadanie podczas certyfikacji było klasyczne i łączyło w sobie wszystkie elementy operacji specjalnej. Zatrzymanie poszukiwanego dowódcy lokalnej grupy przestępczej, uwolnienie zakładnika, ciche i skuteczne a najlepiej niedostrzeżone wyjście, optymalnie bez jednego wystrzału. Finalnym momentem certyfikacji była operacja z użyciem sił przeprowadzona 2 lutego na poligonie w Żaganiu. Fotografie pochodzą właśnie z tego dnia i prezentują dwa epizody bojowe: operację zatrzymania oraz odbicia zakładnika oraz pieszy patrol, który został zaatakowany i zgodzie z taktyką przeprowadził operację oderwania od przeciwnika, wezwania wsparcia lotniczego oraz wycofania ze strefy walki.
Żaganistan, 2 lutego
Mróz przed siódmą rano trzymał mocno. Na termometrach jeszcze 23 na minusie. Zastanawiam się, co będzie, gdy zdejmę rękawiczki by operować aparatami fotograficznymi. Pozostałe części ciała zmarzły na kość choć okutany w ciuchy wyglądam jak niedźwiedź brunatny objedzony przed zimą. Później okazuje się, że dłonie odmrażam jeszcze dobrą godzinę czekając na kolejny epizod na poligonie w Żaganiu. Skoro mnie marznie tyłek – to im z pewnością również. W Afganistanie nie będzie lepiej. Żołnierze sił specjalnych mają dużą zdolność przystosowywania się ale okoliczności i specyfika zadań rzadko pozwala na kształtowanie rzeczywistości pod swoje potrzeby. To oni będą musieli dopasować się do tego, co zgotuje los podczas kolejnych zadań w terenie.
Tymczasem na poligonie rzeczy dzieją się szybko. Operatorzy pojawili się jak duchy, gdzieś z głębi lasu, szybko powalili na ziemię pilnujących wejścia do obiektu uzbrojonych strażników. Coś w zrujnowanym budynku wybuchło, zatrzęsło się, pada kilka wystrzałów. Po chwili część operatorów z Lublińca oraz pozorujących afgańskich policjantów żołnierzy Jednostki Wojskowej Agat wywleka z budynku poszukiwanego przestępcę. Ewakuują też zakładnika oraz rannego afgańskiego policjanta. Widać nie wszystko poszło dobrze, ale ćwiczyć trzeba wszelkie procedury i ewentualności. Ocenie podlega także minimalizacja strat. Zespół certyfikujący nie kręci nosem, więc sprawa wydaje się pod kontrolą operatorów z Lublińca. Operacja mogła wyglądać na zbliżającą się ku końcowi, gdy słychać mocne wybuchy. Zespół podgrywający zaatakował komandosów z moździerzy. Komandosi oderwali się od zagrożenia ubezpieczając się i wzywając wsparcie lotnicze w postaci pary dyżurujących w powietrzu samolotów uderzeniowych.
Drugi epizod rozegrany w Żaganiu to pieszy patrol zaatakowany przez przeciwnika. Komandosi muszą odpowiedzieć ogniem, wycofać się pod ostrzałem, wezwać wsparcie. Obserwując relacje z operacji sił specjalnych w Afganistanie odnoszę wrażenie, że dwie tendencje w taktyce działań komandosów są teraz preferowane i przynoszą najlepsze rezultaty. Klasyczne operacje z użyciem śmigłowców, błyskawiczne, w środku nocy, zaskakujące przeciwnika. I działania piesze, połączone z wyczekiwaniem, wielodniową obserwacją, bez ujawniania się jeśli sprzyjają temu okoliczności. Amerykanie w swoich opracowaniach podkreślają także, że tę drugą taktykę należy rozwijać i szerzej eksploatować a to z tej uwagi na to, że komandosi szkoląc afgańskich policjantów i żołnierzy sił specjalnych ANA muszą dostosować się do ich możliwości. Afgańska armia jeszcze długo nie będzie operowała śmigłowcami i najnowszymi zdobyczami techniki w skali, jak robią to żołnierze krajów NATO. Należy więc korzystać z atutów, które w tym wypadku determinują całość programu wzmacniania bezpieczeństwa. Działając w środowisku przeciwników, w ich stylu i otoczeniu, dostępnymi środkami można uzyskać pożądany efekt.
Operatorzy JW Komandosów w szyku bojowym wyruszyli pieszo na akcję. Po przejściu kilkuset metrów zostali zaatakowani przez wroga ukrywającego się między pagórkami. Przeciwników było kilkudziesięciu. Na szczęście w postaci podnoszących się co chwila w różnych miejscach blaszanych, strzelniczych tarcz. Komandosi nie wiedzieli zza którego wzgórza wyłoni się wróg. Wszystkie zmysły musieli mieć więc skupione na obserwacji terenu. Podczas tego ćwiczenia ważna była umiejętność współdziałania w zespole, w określonym szyku i z zastosowaniem taktyki.
Poligon w Żaganiu czasami wygląda jak afgańskie krajobrazy. Zmarznięty piasek i brak drzew, do tego na horyzoncie fortyfikacje ziemne bazy ogniowej, jak żywcem przeniesionej z Afganistanu do Polski. W polu widzenia brakuje jeszcze afgańskich kalat, tradycyjnych domów okolonych glinianymi murami. Tutaj ćwiczą żołnierze, którzy przygotowują się do misji w kolejnej, XI zmianie Polskich Sił Zadaniowych w ramach ISAF. Obecnie trenują tu także spadochroniarze z 6 Brygady Powietrzno-Desantowej, którzy obsadzili bazę ogniową i wysyłają w teren patrole celem kontroli okolicy.
Uśmiech zamarza na twarzy
Po zadaniu operatorzy zebrali się przy swoich pojazdach. Dowcipkowali, najbardziej JTAC, słynny ze swojego talentu opowiadacza, uśmiechali się, okazują pełnię energii oraz satysfakcję z tego, co robią. W Afganistanie są tacy sami, co miałem okazję zobaczyć na własne oczy w listopadzie i grudniu ubr. Spokojni i skupieni przed zadaniem, pełni humoru, dystansu do siebie i okoliczności, gdy odpoczywają. Trzaskający mróz, niewygody, skwar latem, pył, kurz, kąsające owady, uwierające wyposażenie i dziurawa skarpetka nie stanowią przeszkody w byciu sobą.
Można odnieść wrażenie, że zespół szkoleniowy JWK skromnie stoi z boku i tylko obserwują efekty swojej pracy podczas certyfikacji. Jednakowoż chyba są dumni ze swojego dzieła... W Afganistanie operatorzy nie będą już mieli szansy na poprawienie błędów lub niedoskonałości w szkoleniu. Efekty operacji polskich sił specjalnych w ramach ISAF pokazują jednak, że szkoleniowcy przewidzieli zagrożenia a dowódcy wycisnęli ze swoich ludzi wszystko, co mogło się przydać.
- U nas otwarcie mówi się, o tym co zostało zrobione źle i nikt się nie obraża. Mało tego, krytykę przyjmujemy z uśmiechem – płk. Jerzy Gut, zastępca dowódcy Wojsk Specjalnych, który oceniał komandosów z Lublińca w Ośrodku Szkolenia Poligonowego w Żaganiu. Pułkownik wystawił im najwyższe noty ale gdy obserwowaliśmy, jak już po ćwiczeniach rozmawiał z operatorami, gestykulował żywo i demonstrował to odniosłem wrażenie, że operatorzy dostali wytyczne do przemyśleń i indywidualnych treningów jeszcze przed wyjazdem. Gdy płk. Gut skończył omawianie ćwiczenia już oficjalnie podsumował - Bardzo dobrze wypadło lecz nikt nie jest doskonały a my jednak do tej doskonałości dążymy – odparł. - By to osiągnąć trzeba wiedzieć co poszło nie tak, co trzeba poprawić. Przyszły dowódca TF-50 podczas XI zmiany, którego nazwiska z wiadomych względów nie podam, dodał - Każdy z nas wie co ma robić i jakie jest jego miejsce w systemie – Za niedługo wraz ze swoimi żołnierzami zastąpi kolegów służących tam od prawie pół roku. I może spotkać się z sytuacją, która prawdopodobnie trafi do kanonu opowieści o polskich komandosach, obok zajęcia platform wiertniczych w rejonie Basry przez operatorów Gromu czy też patrole po ujściu rzeki Kaa wykonywanych przez nurków bojowych Formozy.
- U nas otwarcie mówi się, o tym co zostało zrobione źle i nikt się nie obraża. Mało tego, krytykę przyjmujemy z uśmiechem – płk. Jerzy Gut, zastępca dowódcy Wojsk Specjalnych, który oceniał komandosów z Lublińca w Ośrodku Szkolenia Poligonowego w Żaganiu. Pułkownik wystawił im najwyższe noty ale gdy obserwowaliśmy, jak już po ćwiczeniach rozmawiał z operatorami, gestykulował żywo i demonstrował to odniosłem wrażenie, że operatorzy dostali wytyczne do przemyśleń i indywidualnych treningów jeszcze przed wyjazdem. Gdy płk. Gut skończył omawianie ćwiczenia już oficjalnie podsumował - Bardzo dobrze wypadło lecz nikt nie jest doskonały a my jednak do tej doskonałości dążymy – odparł. - By to osiągnąć trzeba wiedzieć co poszło nie tak, co trzeba poprawić. Przyszły dowódca TF-50 podczas XI zmiany, którego nazwiska z wiadomych względów nie podam, dodał - Każdy z nas wie co ma robić i jakie jest jego miejsce w systemie – Za niedługo wraz ze swoimi żołnierzami zastąpi kolegów służących tam od prawie pół roku. I może spotkać się z sytuacją, która prawdopodobnie trafi do kanonu opowieści o polskich komandosach, obok zajęcia platform wiertniczych w rejonie Basry przez operatorów Gromu czy też patrole po ujściu rzeki Kaa wykonywanych przez nurków bojowych Formozy.
Akcja bezpośrednia: Cisi i skuteczni
Siedziba gubernatora afgańskiej prowincji Paktika została opanowana przez talibów 10 stycznia 2011. Terroryści wzięli zakładników. Sytuacja wyglądała bardzo groźnie. Wtedy do akcji wkroczyli operatorzy z Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca (niewielki zespół polskich sił specjalnych stacjonuje od niedawna także w tej prowincji) i wyszkoleni przez nich afgańscy policjanci. Do budynku weszli jak duchy. Szybko i skutecznie go opanowali. Unieszkodliwili terrorystów – jeden z nich miał pas wypełniony materiałami wybuchowymi i był gotowy w każdej chwili na dokonanie ataku samobójczego – i uwolnili zakładników. Może za kilka lat właśnie ta operacja zostanie uznana za najważniejszą lub jedną z najważniejszych przeprowadzonych w czasie misji w Afganistanie. Wydarzyło się wszystko, co charakteryzuje przypadek, do rozwiązanie którego są szkolone wojskowe jednostki specjalne. Zaskoczenie, zagrożenie jest realne i znaczące a rozwiązanie następuje błyskawicznie. I ten pas szahida... to musiało być coś, co przejdzie do legendy polskich wojsk specjalnych, może analogicznie, jak bitwa o ratusz w Karbali jest apogeum we współczesnej historii polskich wojsk lądowych. O tym jednak przekonamy się dopiero za jakiś czas, gdy "cisi i skuteczni" z Lublińca zechcą opowiedzieć całą historię ze szczegółami.
Tych historii mieli do tej pory zresztą sporo. Zatrzymania kilku najgroźniejszych talibów, przejęcie ogromnych składów materiałów wybuchowych - to tylko niektóre z nich. Nie ukrywają, że efekty zawdzięczają ciężkiej pracy: szkoleniom, ćwiczeniom, strzelaniom, do znudzenia powtarzanym elementom taktyki, które stają się elementem naturalnym dla każdego operatora. Niewielkie grupy komandos działają jak dobrze naoliwiona maszyna. Każdy z nich wie co ma robić, gdy wyrusza na akcję. - Czy dobra selekcja i szkolenie zapewnia sukces na misji? - takie pytanie w wywiadzie zadała kilka miesięcy temu pewna dziennikarka ”Białemu”. To oficer Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca, który podczas VIII zmiany polskiego kontyngentu w Afganistanie dowodził zespołem bojowym. Pytanie o sukces nie było przypadkowe, bo po zakończeniu misji „Biały” został odznaczony przez prezydenta USA, Baracka Obamę, Meritorious Service Medal za wybitne zasługi. Medal otrzymał jako pierwszy Polak i drugi nieamerykański żołnierz na świecie. Pytanie o szkolenie również nie wzięło się z powietrza. Szkolenie, szkolenie i jeszcze raz szkolenie - „Biały” i jego zastępca „Łukasz” podkreślali jego znaczenie w wielu fragmentach wywiadu.
Pittbulle
Polscy komandosi troszczą się o swoich afgańskich współpracowników. Policjanci z jednostek do walki z terrorem i zorganizowaną przestępczością, którzy są szkoleni przez polskich komandosów, także wspierają naszych operatorów w akcjach przeciwko rebeliantom. Polscy operatorzy nazywają ich z wielką estymą "nasze pittbulle". Dbają o nich, doskonalą, szkolą na co dzień. Ten element współpracy wojskowej mieści się w strategii zmiany koncepcji operacji w Afganistanie i stopniowego przekazywania odpowiedzialności za kraj afgańskim siłom bezpieczeństwa. Jak twierdzą analitycy przynosi to już wymierne efekty. Poziom wyszkolenia i skuteczność afgańskiego wojska i policji są znaczące a efektywność wskazuje, że społeczeństwo widzi źródło niepokojów i własnych niedostatków po stronie talibów i terroru kryminalnego. W 2006 roku tak widziało obraz kraju niecałe 20 procent społeczeństwa, obecnie już ponad 65 procent. To budujące, że także Polska ma swoje udziały w tej pozytywnej zmianie, także za sprawą komandosów z Lublińca.