wtorek, 7 lutego 2012

To "Coś"

Dodaj napis

  Mróz przed siódmą rano trzyma mocno. Na termometrach jeszcze 23 na minusie. Zastanawiam się, co będzie, gdy zdejmę rękawiczki by operować aparatami fotograficznymi. Pozostałe części ciała zmarzły na kość choć okutany w ciuchy wyglądam jak niedźwiedź  brunatny objedzony przed zimą. Później okazuje się, że dłonie odmrażam jeszcze dobrą godzinę czekając na kolejny epizod na poligonie w Żaganiu.
Ale sprawa jest godna zmarznięcia. Kolejna zmiana żołnierzy Jednostki Wojskowej Komandosów już za niedługi czas pojedzie do Afganistanu. Kilku z nich znam osobiście. Mam więc emocjonalny stosunek do tego, co rozgrywa się w ten mroźny poranek. Skoro mnie marznie tyłek – to im z pewnością również. W Afganistanie nie będzie lepiej. Żołnierze sił specjalnych mają dużą zdolność przystosowywania się ale okoliczności i specyfika zadań rzadko pozwala na kształtowanie rzeczywistości pod swoje potrzeby. To oni będą musieli przystosować się do tego, co zgotuje los podczas kolejnych operacji. Kilka lat temu podczas pewnej wyprawy w afgańskie góry, z powodu pozoru banalnego zadania, gdy zawiodła pogoda, nie przyleciał śmigłowiec, zrobiła się zawieja i wszystko co tylko może się zwalić na głowę, temperatura spadła do 32 stopni poniżej zera…Zamiast 30 godzinnego patrolu zrobiło się prawie 72 godziny. Nikt nie przypuszczał, że dorośli faceci będą się tak do siebie przytulali.
  Tymczasem na poligonie rzeczy dzieją się szybko. Operatorzy pojawili się jak duchy, gdzieś z głębi lasu, szybko powalili na ziemię pilnujących wejścia do obiektu uzbrojonych strażników. Coś w zrujnowanym budynku wybuchło, zatrzęsło się, pada kilka wystrzałów. Po chwili część operatorów z Lublińca oraz pozorujących afgańskich policjantów żołnierzy Jednostki Wojskowej Agat wywleka z budynku poszukiwanego przestępcę. Ewakuują też zakładnika oraz rannego afgańskiego policjanta. Widać nie wszystko poszło dobrze, ale ćwiczyć trzeba wszelkie procedury i ewentualności. Ocenie podlega także minimalizacja strat. Zespół certyfikujący nie kręci nosem, więc sprawa wydaje się pod kontrolą operatorów z Lublińca. Jednak nie może iść gładko. Zespół podgrywający zaatakował komandosów z moździerzy. Komandosi odskoczyli od zagrożenia ubezpieczając się i wzywając wsparcie lotnicze w postaci pary dyżurujących w powietrzu samolotów uderzeniowych.
  Po zadaniu zebrali się przy swoich pojazdach. Dowcipkowali, najbardziej JTAC, słynny ze swojego talentu opowiadacza, uśmiechali się, okazują pełnię energii oraz satysfakcję z tego, co robią. Szkoda, że nie można pokazać tego na fotografiach, bo to doskonale widać. Jednak wizerunek operatorów chroni prawo i rozsądek fotografujących. W każdym razie w Afganistanie są tacy sami. Spokojni i skupieni przed zadaniem, pełni humoru i dystansu, gdy odpoczywają. Trzaskający mróz, niewygody, skwar latem, pył, kurz, kąsające owady, uwierające wyposażenie i dziurawa skarpetka nie stanowią przeszkody w byciu sobą. Lubię chłopaków z Lublińca. Jest w nich to „coś”.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz