poniedziałek, 5 marca 2012

Resume dla "Komandosa"

  Jako refleksja na temat żołnierzy powstał tekst, który można przeczytać poniżej. Ukaże się w najnowszym numerze miesiącznica "Komandos". Zapraszam do lektury...:


Lubliniec w drodze do Afganistanu

Polska obecność w Afganistanie będzie systematycznie redukowana. Ale odwrotnie do tej tendencji będziemy wzmacniać komponent sił specjalnych. Połączone dowództwo działań specjalnych ISAF -  SOF – doszło do wniosku, że obecność operatorów będzie konieczne dla wzmocnienia potencjału bezpieczeństwa kraju także po roku 2014. Do tego pomysłu przychyla się także opinia wojskowych w NATO. Już teraz poszczególni kontrybutorzy ISAF powiększają własne zespoły sił specjalnych. To samo dotyczy polskiego kontyngentu wojskowego. Wzmacniane są dwa elementy: siły specjalne oraz szkoleniowcy odpowiedzialni za przygotowanie afgańskich policjantów i żołnierzy. Nie jest wykluczone, że także polscy specjalsi pozostaną w Afganistanie po 2014 roku. Trudno to przesądzać, ale taka opcja jest wielce prawdopodobna, jeśli tylko część pozostałych państw NATO, w tym USA, pozostawi w Afganistanie swoich komandosów i dedykowane zaplecze, w tym śmigłowce i lotnictwo wsparcia. Obecnie w Afganistanie mamy dwa zespoły bojowe sił specjalnych, noszące nazwy Task Force 49 oraz Task Force 50, tworzące narodowe zgrupowanie sił specjalnych.

Bilet do Afganistanu

  Tygodniowe egzaminy sprawdzające komandosów z Lublińca przed misją w Afganistanie odbyły się na przełomie stycznia i lutego. Certyfikacji podlegali żołnierze, którzy podmienią swoich kolegów w ramach XI zmiany PKW W Afganistanie i będą tworzyć zespół bojowy TF-50. Zaproszenie na certyfikację zespołu bojowego Jednostki Wojskowej Komandosów przyjąłem z wielką satysfakcją. Sporo pracy kosztowało, by się móc w ogóle zbliżyć do operatorów z Lublińca. Ale gdy to już się stało mogłem zobaczyć trudy selekcji, działania w Afganistanie, certyfikację do kolejnej zmiany misyjnej ale także uczestniczyć w święcie jednostki, dniu spadochroniarza, pracach fundacji byłych żołnierzy Szturman i dorocznym balu z okazji rocznicy powstania formacji. Teraz, gdy czytamy ten tekst, nasi bohaterowie mają już zapewne spakowane plecaki a myślami są w drodze do Afganistanu.
  Wróćmy jednak do certyfikacji. Proces jest finałem rocznego szkolenia zespołu. Ma w najbardziej prawdopodobny sposób odzwierciedlać rzeczywistą operację bojową. Komandosi mają już bogate doświadczenie w tego typu akcjach stąd uprawdopodobnienie sytuacji jest bardzo wierne. W szkoleniu a następnie certyfikacji biorą udział wszystkie elementy Wojsk Specjalnych, począwszy od dowództwa, a także wsparcie spoza wojsk specjalnych, jak komponenty lotniczy z Sił Powietrznych, elementy lotnicze Wojsk Lądowych, system informatyczny i rozpoznanie wojskowe. Za przygotowanie zadania i podgrywkę oraz proces certyfikacji odpowiadało Dowództwo Wojsk Specjalnych. Najogólniej mówiąc certyfikacja, ostatnia miała kryptonim Skorpion XI, polegała na zbadaniu procesu przyjęcia zadania, zaplanowania operacji przez sztab zespołu bojowego, zamówienia wsparcia, rozpoznania, lotnictwa, postawienie zadań komponentom wsparcia, przeprowadzenie zadania bojowego od momentu wprowadzenia sił, wykonania operacji, wyprowadzenia operatorów z rejonu działań aż po podsumowanie operacji i odtworzenie gotowości bojowej. Ważnym elementem oceny była umiejętna współpraca i wsparcie afgańskich policjantów z pododdziałów specjalnych, którzy na co dzień są szkoleni i współpracują z polskimi komandosami. Podczas certyfikacji talibskich terrorystów oraz policjantów afgańskich podgrywali żołnierze najmłodszej polskiej jednostki specjalnej – JW Agat z Gliwic. W ćwiczeniu brali udział członkowie Zespołu Bojowego Brawo Jednostki Wojskowej Komandosów, zasadniczego elementu XI zmiany TF-50, żołnierze Jednostki Wojskowej Agat, Jednostki Wojskowej Nil, która odpowiadała za wsparcie rozpoznawcze, teleinformatyczne i  wywiadowcze, w tym także bezpilotowe. Zadanie podczas certyfikacji było klasyczne i łączyło w sobie wszystkie elementy operacji specjalnej. Zatrzymanie poszukiwanego dowódcy lokalnej grupy przestępczej, uwolnienie zakładnika, ciche i skuteczne a najlepiej niedostrzeżone wyjście, optymalnie bez jednego wystrzału. Finalnym momentem certyfikacji była operacja z użyciem sił przeprowadzona 2 lutego na poligonie w Żaganiu. Fotografie pochodzą właśnie z tego dnia i prezentują dwa epizody bojowe: operację zatrzymania oraz odbicia zakładnika oraz pieszy patrol, który został zaatakowany i zgodzie z taktyką przeprowadził operację oderwania od przeciwnika, wezwania wsparcia lotniczego oraz wycofania ze strefy walki. 

Żaganistan, 2 lutego

Mróz przed siódmą rano trzymał mocno. Na termometrach jeszcze 23 na minusie. Zastanawiam się, co będzie, gdy zdejmę rękawiczki by operować aparatami fotograficznymi. Pozostałe części ciała zmarzły na kość choć okutany w ciuchy wyglądam jak niedźwiedź  brunatny objedzony przed zimą. Później okazuje się, że dłonie odmrażam jeszcze dobrą godzinę czekając na kolejny epizod na poligonie w Żaganiu. Skoro mnie marznie tyłek – to im z pewnością również. W Afganistanie nie będzie lepiej. Żołnierze sił specjalnych mają dużą zdolność przystosowywania się ale okoliczności i specyfika zadań rzadko pozwala na kształtowanie rzeczywistości pod swoje potrzeby. To oni będą musieli dopasować się do tego, co zgotuje los podczas kolejnych zadań w terenie.
Tymczasem na poligonie rzeczy dzieją się szybko. Operatorzy pojawili się jak duchy, gdzieś z głębi lasu, szybko powalili na ziemię pilnujących wejścia do obiektu uzbrojonych strażników. Coś w zrujnowanym budynku wybuchło, zatrzęsło się, pada kilka wystrzałów. Po chwili część operatorów z Lublińca oraz pozorujących afgańskich policjantów żołnierzy Jednostki Wojskowej Agat wywleka z budynku poszukiwanego przestępcę. Ewakuują też zakładnika oraz rannego afgańskiego policjanta. Widać nie wszystko poszło dobrze, ale ćwiczyć trzeba wszelkie procedury i ewentualności. Ocenie podlega także minimalizacja strat. Zespół certyfikujący nie kręci nosem, więc sprawa wydaje się pod kontrolą operatorów z Lublińca. Operacja mogła wyglądać na zbliżającą się ku końcowi, gdy słychać mocne wybuchy. Zespół podgrywający zaatakował komandosów z moździerzy. Komandosi oderwali się od zagrożenia ubezpieczając się i wzywając wsparcie lotnicze w postaci pary dyżurujących w powietrzu samolotów uderzeniowych. 
Drugi epizod rozegrany w Żaganiu to pieszy patrol zaatakowany przez przeciwnika. Komandosi muszą odpowiedzieć ogniem, wycofać się pod ostrzałem, wezwać wsparcie. Obserwując relacje z operacji sił specjalnych w Afganistanie odnoszę wrażenie, że dwie tendencje w taktyce działań komandosów są teraz preferowane i przynoszą najlepsze rezultaty. Klasyczne operacje z użyciem śmigłowców, błyskawiczne, w środku nocy, zaskakujące przeciwnika. I działania piesze, połączone z wyczekiwaniem, wielodniową obserwacją, bez ujawniania się jeśli sprzyjają temu okoliczności. Amerykanie w swoich opracowaniach podkreślają także, że tę drugą taktykę należy rozwijać i szerzej eksploatować a to z tej uwagi na to, że komandosi szkoląc afgańskich policjantów i żołnierzy sił specjalnych ANA muszą dostosować się do ich możliwości. Afgańska armia jeszcze długo nie będzie operowała śmigłowcami i najnowszymi zdobyczami techniki w skali, jak robią to żołnierze krajów NATO. Należy więc korzystać z atutów, które w tym wypadku determinują całość programu wzmacniania bezpieczeństwa. Działając w środowisku przeciwników, w ich stylu i otoczeniu, dostępnymi środkami można uzyskać pożądany efekt.
Operatorzy JW Komandosów w szyku bojowym wyruszyli pieszo na akcję. Po przejściu kilkuset metrów zostali zaatakowani przez wroga ukrywającego się między pagórkami. Przeciwników było kilkudziesięciu. Na szczęście w postaci podnoszących się co chwila w różnych miejscach blaszanych, strzelniczych tarcz. Komandosi nie wiedzieli zza którego wzgórza wyłoni się wróg. Wszystkie zmysły musieli mieć więc skupione na obserwacji terenu. Podczas tego ćwiczenia ważna była umiejętność współdziałania w zespole, w określonym szyku i z zastosowaniem taktyki.
Poligon w Żaganiu czasami wygląda jak afgańskie krajobrazy. Zmarznięty piasek i brak drzew, do tego na horyzoncie fortyfikacje ziemne bazy ogniowej, jak żywcem przeniesionej z Afganistanu do Polski. W polu widzenia brakuje jeszcze afgańskich kalat, tradycyjnych domów okolonych glinianymi murami. Tutaj ćwiczą żołnierze, którzy przygotowują się do misji w kolejnej, XI zmianie Polskich Sił Zadaniowych w ramach ISAF. Obecnie trenują tu także spadochroniarze z 6 Brygady Powietrzno-Desantowej, którzy obsadzili bazę ogniową i wysyłają w teren patrole celem kontroli okolicy.

Uśmiech zamarza na twarzy

Po zadaniu operatorzy zebrali się przy swoich pojazdach. Dowcipkowali, najbardziej JTAC, słynny ze swojego talentu opowiadacza, uśmiechali się, okazują pełnię energii oraz satysfakcję z tego, co robią. W Afganistanie są tacy sami, co miałem okazję zobaczyć na własne oczy w listopadzie i grudniu ubr. Spokojni i skupieni przed zadaniem, pełni humoru, dystansu do siebie i okoliczności, gdy odpoczywają. Trzaskający mróz, niewygody, skwar latem, pył, kurz, kąsające owady, uwierające wyposażenie i dziurawa skarpetka nie stanowią przeszkody w byciu sobą.
Można odnieść wrażenie, że zespół szkoleniowy JWK skromnie stoi z  boku i tylko obserwują efekty swojej pracy podczas certyfikacji. Jednakowoż chyba są dumni ze swojego dzieła... W Afganistanie operatorzy nie będą już mieli szansy na poprawienie błędów lub niedoskonałości w szkoleniu. Efekty operacji polskich sił specjalnych w ramach ISAF pokazują jednak, że szkoleniowcy przewidzieli zagrożenia a dowódcy wycisnęli ze swoich ludzi wszystko, co mogło się przydać.
- U nas otwarcie mówi się, o tym co zostało zrobione źle i nikt się nie obraża. Mało tego, krytykę przyjmujemy z uśmiechem – płk. Jerzy Gut, zastępca dowódcy Wojsk Specjalnych, który oceniał komandosów z Lublińca w Ośrodku Szkolenia Poligonowego w Żaganiu. Pułkownik wystawił im najwyższe noty ale gdy obserwowaliśmy, jak już po ćwiczeniach rozmawiał z operatorami, gestykulował żywo i demonstrował  to odniosłem wrażenie, że operatorzy dostali wytyczne do przemyśleń i indywidualnych treningów jeszcze przed wyjazdem. Gdy płk. Gut skończył omawianie ćwiczenia już oficjalnie podsumował  - Bardzo dobrze wypadło lecz nikt nie jest doskonały a my jednak do tej doskonałości dążymy – odparł. - By to osiągnąć trzeba wiedzieć co poszło nie tak, co trzeba poprawić. Przyszły dowódca TF-50 podczas XI zmiany, którego nazwiska z wiadomych względów nie podam, dodał - Każdy z nas wie co ma robić i jakie jest jego miejsce w systemie – Za niedługo wraz ze swoimi żołnierzami zastąpi kolegów służących tam od prawie pół roku. I może spotkać się z sytuacją, która prawdopodobnie  trafi do kanonu opowieści o polskich komandosach, obok zajęcia platform wiertniczych w rejonie Basry przez operatorów Gromu czy też patrole po ujściu rzeki Kaa wykonywanych przez nurków bojowych Formozy.

Akcja bezpośrednia: Cisi i skuteczni

Siedziba gubernatora afgańskiej prowincji Paktika została opanowana przez talibów 10 stycznia 2011. Terroryści wzięli zakładników. Sytuacja wyglądała bardzo groźnie. Wtedy do akcji wkroczyli operatorzy z Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca (niewielki zespół polskich sił specjalnych stacjonuje od niedawna także w tej prowincji) i wyszkoleni przez nich afgańscy policjanci. Do budynku weszli jak duchy. Szybko i skutecznie go opanowali. Unieszkodliwili terrorystów – jeden z nich miał pas wypełniony materiałami wybuchowymi i był gotowy w każdej chwili na dokonanie ataku samobójczego – i uwolnili zakładników. Może za kilka lat właśnie ta operacja zostanie uznana za najważniejszą lub jedną z najważniejszych przeprowadzonych w czasie misji w Afganistanie. Wydarzyło się wszystko, co charakteryzuje przypadek, do rozwiązanie którego są szkolone wojskowe jednostki specjalne. Zaskoczenie, zagrożenie jest realne i znaczące a rozwiązanie następuje błyskawicznie. I ten pas szahida... to musiało być coś, co przejdzie do legendy polskich wojsk specjalnych, może analogicznie, jak bitwa o ratusz w Karbali jest apogeum we współczesnej historii polskich wojsk lądowych. O tym jednak przekonamy się dopiero za jakiś czas, gdy "cisi i skuteczni" z Lublińca zechcą opowiedzieć całą historię ze szczegółami. 

Tych historii mieli do tej pory zresztą sporo. Zatrzymania kilku najgroźniejszych talibów, przejęcie ogromnych składów materiałów wybuchowych - to tylko niektóre z nich. Nie ukrywają, że efekty zawdzięczają ciężkiej pracy: szkoleniom, ćwiczeniom, strzelaniom, do znudzenia powtarzanym elementom taktyki, które stają się elementem naturalnym dla każdego operatora. Niewielkie grupy komandos działają jak dobrze naoliwiona maszyna. Każdy z nich wie co ma robić, gdy wyrusza na akcję. - Czy dobra selekcja i szkolenie zapewnia sukces na misji? - takie pytanie w wywiadzie zadała kilka miesięcy temu pewna dziennikarka ”Białemu”. To oficer Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca, który podczas VIII zmiany polskiego kontyngentu w Afganistanie dowodził zespołem bojowym. Pytanie o sukces nie było przypadkowe, bo po zakończeniu misji „Biały” został  odznaczony przez prezydenta USA, Baracka Obamę, Meritorious Service Medal za wybitne zasługi. Medal otrzymał jako pierwszy Polak i drugi nieamerykański żołnierz na świecie. Pytanie o szkolenie również nie wzięło się z powietrza. Szkolenie, szkolenie i jeszcze raz szkolenie - „Biały” i jego zastępca „Łukasz” podkreślali jego znaczenie w wielu fragmentach wywiadu.

Pittbulle

Polscy komandosi troszczą się o swoich afgańskich współpracowników. Policjanci z jednostek do walki z terrorem i zorganizowaną przestępczością, którzy są szkoleni przez polskich komandosów, także wspierają naszych operatorów w akcjach przeciwko rebeliantom. Polscy operatorzy nazywają ich z wielką estymą "nasze pittbulle". Dbają o nich, doskonalą, szkolą na co dzień. Ten element współpracy wojskowej mieści się w strategii zmiany koncepcji operacji w Afganistanie i stopniowego przekazywania odpowiedzialności za kraj afgańskim siłom bezpieczeństwa. Jak twierdzą analitycy przynosi to już wymierne efekty. Poziom wyszkolenia i skuteczność afgańskiego wojska i policji są znaczące a efektywność wskazuje, że społeczeństwo widzi źródło niepokojów i własnych niedostatków po stronie talibów i terroru kryminalnego. W 2006 roku tak widziało obraz kraju niecałe 20 procent społeczeństwa, obecnie już ponad 65 procent. To budujące, że także Polska ma swoje udziały w tej pozytywnej zmianie, także za sprawą komandosów z Lublińca.

 

piątek, 10 lutego 2012

Pamiętamy o tych, co zginęli...

Młodszy chorąży Piotr Ciesielski. Dla nas spokojny i zawsze uśmiechnięty Cichy
  To nie jest informacja o moich ulubionych operatorach z Lublińca. Ale ma jak najbardziej związek z tym, co jest doświadczeniem wszystkich żołnierzy. MON właśnie poinformowało, że zatrzymano dwóch kolejnych sprawców zamachu na polskich żołnierzy z 21 grudnia 2011. Zginęło wówczas pięciu polskich żołnierzy. Dla mnie znajomych, ludzi, którzy pełnili misję a Afganistanie w imieniu nas wszystkich. Bo to my, obywatele Polski, ich tam wysłaliśmy. Ale ta śmierć była dla nas, mojej koleżanki Edyty Żemły, oraz mnie, szczególnie bolesna. Chłopaki chronili nasze tyłki podczas kilku wspólnych operacji, gdzie przyglądaliśmy się pracy zespołu odbudowy prowincji. Stąd pamięć o nich, choćby poprzez ściganie przestępców, którzy ich uśmiercili, jest tak dla mnie istotna. 
Natomiast podczas wielu operacji w których zamachowcy byli zatrzymani lub jeszcze będą ścigani, w co nie wątpię, brali udział żołnierze sił specjalnych, w tym także operatorzy z Lublińca.

Oto komunikat MON z dnia dzisiejszego:
  Żołnierze służb specjalnych zatrzymali w Afganistanie dwóch kolejnych podejrzanych o udział w zamach, w którym w grudniu 2011 zginęło pięciu polskich żołnierzy.
  Zamachowcy pochodzą z miejscowości Rawza, gdzie 21 grudnia 2011 zginęło pięciu polskich żołnierzy. Grupa, w której skład wchodzili, specjalizowała się w atakach z użyciem improwizowanych ładunków wybuchowych w Ghazni i sąsiednich dystryktach. Zatrzymanie miało miejsce w nocy z 8 na 9 lutego i jest efektem wspólnej pracy żołnierzy Służby Wywiadu Wojskowego oraz Służby Kontrwywiadu Wojskowego prowadzonej metodami operacyjnymi i analitycznymi w kraju oraz w Afganistanie.  W wyniku działań polskich żołnierzy zatrzymano już lub wyeliminowano 5 podejrzanych o zamach na konwój z 21 grudnia 2011. Pierwszych podejrzanych zatrzymano tuż po zamachu a w połowie stycznia w trakcie operacji ISAF zginął zastępca prawdopodobnego zleceniodawcy zamachu, który pod jego nieobecność koordynował działania rebeliantów w rejonie Ghazni i Rawza. Wśród osób zatrzymanych i podejrzewanych o udział w zamachu znajdują się komendanci wyższego i średniego szczebla, aktywni na terenie miasta i dystryktu Ghazni kooperujący ze sobą w zakresie prowadzenia działań bojowych przeciwko wojskom koalicji i afgańskim siłom bezpieczeństwa
  Oficerowie Służby Wywiadu Wojskowego i Służby Kontrwywiadu Wojskowego kontynuują wspólne działania operacyjne oraz analityczne mające na celu zatrzymanie wszystkich osób odpowiedzialnych za przygotowanie i przeprowadzenie zamachu. Prowadzona jest również ścisła współpraca w ramach sojuszniczej wymiany danych z ISAF, jak również afgańskimi służbami i instytucjami państwowymi.


***
  21 grudnia 2011 w miejscowości Rawza w północnej części prowincji Ghazni doszło do ataku na polski patrol ze składu zespołu odbudowy prowincji - PRT. W wyniku ataku poległo 5 żołnierzy 20 Brygady Zmechanizowanej z Bartoszyc. Zginęli: młodszy chorąży Piotr Ciesielski oraz sierżanci Łukasz Krawiec, Marcin Szczurowski, Marek Tomala i Krystian Banach.

czwartek, 9 lutego 2012

Panowie, uważajcie na siebie

  Nasi bohaterowie już pewnie pakują plecaki a myślami są w drodze do Afganistanu. Żołnierze wszystkich krajów tak się zachowują. Żegnając się z rodzinami są już daleko od domu. Myśląc o misji mają poczucie, że wrócą cali, zdrowi i w komplecie do swoich najbliższych.
  Przynajmniej ja tak zawsze miałem i wielu moich kolegów, z którymi na ten temat rozmawiałem. Jeśli dobrze się przygotowałem, kondycyjnie, organizacyjnie starałem się przewidzieć różne ewentualności, jak najmniej pozostawiałem własnemu losowi - większość działo się po mojej myśli. Sądzę, że podobnie postępują komandosi z Lublińca, którym towarzyszyliśmy przez kilka odcinków tego bloga. Jestem przekonany, że wkrótce będę mógł opisać kilka ich spektakularnych operacji w imię naszej wspólnej sprawy: spokoju i bezpieczeństwa.
 Może uda mi się zobaczyć ich działania na żywo w Afganistanie - dobrze jest popatrzeć na dobrze wykonywaną pracę. Komandosi służący podczas X zmiany w Afganistanie pokazali co umieją - ich koledzy na następnej na pewną nie będą gorsi. Tutaj nie mam wątpliwości.

Panowie, uważajcie tam na siebie!


























wtorek, 7 lutego 2012

To "Coś"

Dodaj napis

  Mróz przed siódmą rano trzyma mocno. Na termometrach jeszcze 23 na minusie. Zastanawiam się, co będzie, gdy zdejmę rękawiczki by operować aparatami fotograficznymi. Pozostałe części ciała zmarzły na kość choć okutany w ciuchy wyglądam jak niedźwiedź  brunatny objedzony przed zimą. Później okazuje się, że dłonie odmrażam jeszcze dobrą godzinę czekając na kolejny epizod na poligonie w Żaganiu.
Ale sprawa jest godna zmarznięcia. Kolejna zmiana żołnierzy Jednostki Wojskowej Komandosów już za niedługi czas pojedzie do Afganistanu. Kilku z nich znam osobiście. Mam więc emocjonalny stosunek do tego, co rozgrywa się w ten mroźny poranek. Skoro mnie marznie tyłek – to im z pewnością również. W Afganistanie nie będzie lepiej. Żołnierze sił specjalnych mają dużą zdolność przystosowywania się ale okoliczności i specyfika zadań rzadko pozwala na kształtowanie rzeczywistości pod swoje potrzeby. To oni będą musieli przystosować się do tego, co zgotuje los podczas kolejnych operacji. Kilka lat temu podczas pewnej wyprawy w afgańskie góry, z powodu pozoru banalnego zadania, gdy zawiodła pogoda, nie przyleciał śmigłowiec, zrobiła się zawieja i wszystko co tylko może się zwalić na głowę, temperatura spadła do 32 stopni poniżej zera…Zamiast 30 godzinnego patrolu zrobiło się prawie 72 godziny. Nikt nie przypuszczał, że dorośli faceci będą się tak do siebie przytulali.
  Tymczasem na poligonie rzeczy dzieją się szybko. Operatorzy pojawili się jak duchy, gdzieś z głębi lasu, szybko powalili na ziemię pilnujących wejścia do obiektu uzbrojonych strażników. Coś w zrujnowanym budynku wybuchło, zatrzęsło się, pada kilka wystrzałów. Po chwili część operatorów z Lublińca oraz pozorujących afgańskich policjantów żołnierzy Jednostki Wojskowej Agat wywleka z budynku poszukiwanego przestępcę. Ewakuują też zakładnika oraz rannego afgańskiego policjanta. Widać nie wszystko poszło dobrze, ale ćwiczyć trzeba wszelkie procedury i ewentualności. Ocenie podlega także minimalizacja strat. Zespół certyfikujący nie kręci nosem, więc sprawa wydaje się pod kontrolą operatorów z Lublińca. Jednak nie może iść gładko. Zespół podgrywający zaatakował komandosów z moździerzy. Komandosi odskoczyli od zagrożenia ubezpieczając się i wzywając wsparcie lotnicze w postaci pary dyżurujących w powietrzu samolotów uderzeniowych.
  Po zadaniu zebrali się przy swoich pojazdach. Dowcipkowali, najbardziej JTAC, słynny ze swojego talentu opowiadacza, uśmiechali się, okazują pełnię energii oraz satysfakcję z tego, co robią. Szkoda, że nie można pokazać tego na fotografiach, bo to doskonale widać. Jednak wizerunek operatorów chroni prawo i rozsądek fotografujących. W każdym razie w Afganistanie są tacy sami. Spokojni i skupieni przed zadaniem, pełni humoru i dystansu, gdy odpoczywają. Trzaskający mróz, niewygody, skwar latem, pył, kurz, kąsające owady, uwierające wyposażenie i dziurawa skarpetka nie stanowią przeszkody w byciu sobą. Lubię chłopaków z Lublińca. Jest w nich to „coś”.




niedziela, 5 lutego 2012

Commando i znak Parasola

  Warszawa. 1 luty 1944 r. Godzina 9:09 "Kama" (Maria Stypułkowska – Chojecka) sygnalizuje, że Franz Kutschera - Dowódca SS i Policji na dystrykt warszawski Generalnego Gubernatorstwa, wychodzi z domu w al. Róż 2. Rozpoczęła się akcja batalionu Parasol AK. Samochód Kutschery został zablokowany przez samochód kierowany przez "Misia" (Michał Issajewicz). Niemiec żądając ustąpienia drogi włączył żółty, środkowy reflektor używany przez hitlerowskich dygnitarzy. "Miś" zatrzymał wóz na nieprawidłowym pasie i w chwili, gdy Niemiec usiłował go wyminąć, ruszył blokując ponownie samochód generała.
Do zatrzymanego wozu podbiegli "Lot" (Bronisław Pietraszewicz) i "Kruszynka" (Zdzisław Poradzki). Otworzyli ogień do Kutschery. Ten osunął się ranny na siedzenie. Równocześnie na stanowiska wbiegł cały zespół ubezpieczający, a stojące na ulicy Chopina samochody "Sokoła" i "Bruna" cofnęły się do rogu Alei Ujazdowskich. Kutschera ruszał się jeszcze – dobił go "Miś", który wyskoczył już ze swego wozu i strzałami z pistoletów wspierał akcję. Bilans zamachu na Kutscherę dla żołnierzy „Parasola” był tragiczny. Zginęli: "Lot", "Cichy" (Marian Senger), "Sokół"(Kazimierz Sott) i "Juno" (Zbigniew Gęsicki).


  Właśnie minęła 68. rocznica od tego wydarzenia. Dlaczego, na tym blogu przypominamy tamte czasy? Powód jest prosty, Jednostka Wojskowa Komandosów z Lublińca jest kontynuatorem tradycji Batalionu Armii Krajowej „Parasol”. A zamach na Kutscherę to jeden z najbardziej spektakularnych akcji tego zgrupowania. Komandosi przywiązują  dużą rolę do tradycji. Rocznice i ważne dla historii jednostki wydarzenia są zawsze kultywowane. W sali tradycji w Lublińcu są gromadzone zdjęcia i pamiątki. Przypominają dzieje dawnej  chwały polskiego oręża, której żaden z żołnierzy Jednostki Wojskowej Komandosów pamiętać nie może, ale też te współczesne, w których sami nie tak dawno uczestniczyli lub też są wciąż żywe w pamięci starszych żołnierzy jednostki- Bałkany, Irak czy Afganistan.
Szabla z Iraku

Tradycje komandosów z Lublińca

Zawsze pamiętają o swoich kolegach, którzy oddali życie na służbie

Współpraca ze specjalsami z zaprzyjaźnionych armii przejawia się czasami w formie bardzo osobistych pamiątek  Dzenkue Bardzo.

Z pól bitewnych zbierają militaria, które świadczą o żołnierzach i ich żołnierskich losach

Pamiątki z Izraela, Afganistanu, Bałkanów, treningu w USA, Norwegii, Niemczech, Holandii...długo by wymieniać...

Na poligonie w Żaganistanie

Posterunki COP trochę na spocznij...
  Poligon w Żaganiu czasami wygląda jak afgańskie krajobrazy. W styczniu zmarznięty piasek i brak drzew, do tego na horyzoncie fortyfikacje ziemne bazy ogniowej, jak żywcem przeniesionej z Afganistanu do Polski. W polu widzenia brakuje jeszcze afgańskich kalat, tradycyjnych domów okolonych glinianymi murami. Tutaj ćwiczą żołnierze, którzy przygotowują się do misji w kolejnej, XI zmianie Polskich Sił Zadaniowych w ramach ISAF. Obecnie trenują spadochroniarze z 6 Brygady Powietrzno-Desantowej oraz operatorzy Jednostki Wojskowej Komandosów. Miłą różnicą jest to, że jednak min-pułapek tutaj nie ma, oczywiście poza pasami taktycznymi, gdzie się trenuje zachowania na drogach zagrożonych atakami IED.


  Na poligonie operatorzy z Lublińca czują się jak u siebie w domu. Znają każdy kąt, drogi dojazdowe, których jest mnóstwo i rozpościerają się gęstą, pajęczą siecią po rozległym terenie leżącym pomiędzy Żaganiem i Świętoszowem.
Zakładnicy i aresztowanie przestępców to główne zadania komandosów

   Dynamicznym ćwiczeniem zakończyli proces certyfikacji. Ten ostatni egzamin oznacza, że teraz już pozostanie tylko pakowanie się i przygotowanie do wyjazdu. W Afganistanie nie będą już mieli szansy na poprawienie błędów lub niedoskonałości w szkoleniu. Efekty operacji polskich sił specjalnych w ramach ISAF pokazują jednak, że szkoleniowcy przewidzieli zagrożenia a dowódcy wycisnęli ze swoich ludzi wszystko, co mogło się przydać.
  Można odnieść wrażenie, że zespół szkoleniowy JWK skromnie stoi z  boku i tylko obserwują efekty swojej pracy podczas certyfikacji. Jednakowoż chyba są dumni ze swojego dzieła...

Ziemne obwarowanie bazy ogniowej na poligonie w Żaganiu przypomina podobne obiekty w Afganistanie. Jest tylko trochę zimniej...

Żołnierze z 6 Brygady Powietrzno-Desantowej podpatrują kolegów z Lublińca. Ciekawe co myślą...


Jestem z Gdyni. Nasi już tu byli...jak widać. Graffiti na jednym z obiektów do ćwiczeń taktycznych

sobota, 4 lutego 2012

Skorpion w Żaganiu


  - U nas otwarcie mówi się, o tym co zostało zrobione źle i nikt się nie obraża. Mało tego, krytykę przyjmujemy z uśmiechem – płk. Jerzy Gut, zastępca dowódcy Wojsk Specjalnych, oceniał komandosów z Lublińca, którzy w Ośrodku Szkolenia Poligonowego w Żaganiu zdawali ostatni egzamin przed wyjazdem na misję do Afganistanu. Pułkownik, wystawił im najwyższe noty ale gdy obserwowaliśmy już po ćwiczeniach, jak długo rozmawiał z operatorami, gestykulował żywo i demonstrował  jak powinni się zachowywać. Tak więc pytanie o to, czy wszystko wypadło dobrze, samo cisnęło się na usta. Gdy płk. Gut skończył omawianie ćwiczenia, pytanie padło - Bardzo dobrze wypadło lecz nikt nie jest doskonały a my jednak do tej doskonałości dążymy – odparł. - By to osiągnąć trzeba wiedzieć co poszło nie tak, co trzeba poprawić.

  Dynamiczny element ćwiczenia Skorpion XI (kryptonim certyfikacji operatorów z Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca do realizacji zadań w misji ISAF) w Żaganiu, trwało zaledwie kilka godzin, ale było poprzedzone wielomiesięcznymi przygotowaniami. Komandosi musieli przećwiczyć zasady działania zgodnie z procedurami obowiązującymi na teatrze działań. Przyswoić sobie umiejętności związane z prowadzeniem rozpoznania specjalnego, wykonania akcji bezpośredniej, ewakuacji rannego, wezwania wsparcia lotniczego oraz zerwania kontaktu ogniowego z przeciwnikiem.
  Operatorzy ćwiczyli to miesiącami. Wcześniej jednak gigantyczna pracę wykonali dowódcy, by operacje komandosów zaplanować ze wszystkimi szczegółami - wykorzystując do tego najnowocześniejsze środki walki. Ćwiczenia sztabu również zostały poddane ocenie przez Zespół Certyfikujący Dowództwa Wojsk Specjalnych. - Każdy z nas wie co ma robić i jakie jest jego miejsce w systemie – stwierdził dowódca zespołu bojowego komandosów z Lublińca, który razem ze swoimi żołnierzami niedługo zastąpi kolegów służących tam od prawie pół roku.



czwartek, 2 lutego 2012

JPEL zatrzymany, atak odparty...


  Terrorysta z listy najgroźniejszych przestępców w Afganistanie został zatrzymany. Operatorzy z Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca wkroczyli niemalże bezszelestnie do kryjówki poszukiwanego terrorysty. Na miejscu doszło jednak do strzelaniny. Jeden z afgańskich policjantów, którzy wspomagali operację polskich „specjalsów”, został ranny. Udało się go pomyślnie ewakuować w bezpieczne miejsce. 
  Po chwili jednak, znowu doszło do wymiany ognia. Talibowie nie chcieli się tak łatwo poddać i ruszyli na odsiecz swojemu dowódcy. Oddział komandosów ostrzelano z moździerzy i broni maszynowej. Reakcja operatorów była natychmiastowa. Na atak odpowiedzieli atakiem. Kiedy okolica zrobiła się bezpieczna zatrzymany i skuty talib został przewieziony do polskiej bazy wojskowej. 
  Takie sceny dla komandosów w Afganistanie to niemalże rutyna. Ta jednak była wyjątkowa. 
  Powód? 

  Rozegrała się o świcie, przy trzaskającym ponad 20-sto stopniowym mrozie, na jednym z polskich poligonów wojskowych i była elementem tzw. certyfikacji czyli ostatniego egzaminu jaki przed wyjazdem na misję do Afganistanu musieli zdać komandosi z Lublińca. Poradzili sobie świetnie. Dodam, że w rolę talibów i afgańskich policjantów wcielili się żołnierze najmłodszej jednostki wojsk specjalnych – Agatu. 
Zatrzymanie JPEL -a (Joint Prioritized Effects List, czyli koalicyjna lista najbardziej poszukiwanych przestępców w Afganistanie) to nie jedyne zadanie, które musieli wykonać komandosi, by udowodnić, że są dobrze przygotowani do misji. W szyku bojowym wyruszyli pieszo na akcję. Po przejściu kilkuset metrów zostali zaatakowani przez wroga ukrywającego się między pagórkami. Przeciwników było kilkudziesięciu. Na szczęście w postaci podnoszących się co chwila w różnych miejscach blaszanych, strzelniczych tarcz. Komandosi nie wiedzieli zza którego wzgórza wyłoni wróg. Wszystkie zmysły musieli mieć więc skupione na obserwacji terenu. Podczas tego ćwiczenia ważna była umiejętność współdziałania w zespole, w określonym szyku i z zastosowaniem taktyki. Znowu atak został odparty.
  Widzieliśmy tylko jeden, choć przyznać trzeba najbardziej efektowny i dynamiczny element ćwiczenia. Wcześniej przez wiele dni było ono jednak przygotowywane i planowane, by wynik końcowy był tak dobry, jak widzieliśmy na poligonie. Dowódca i sztab do jego przeprowadzenie wykorzystali wszystkie najnowocześniejsze środki walki m.in. samoloty bezpilotowe, czy myśliwce F-16... ale o tym w następnej relacji.
Dziś już jednak wiadomo, że komandosi z Lublińca są przygotowani do wyjazdu na misję – zdali ostatni sprawdzian.